Herbatki ziołowe znane są od wieków ze swoich właściwości leczniczych. Mogą działać na nas uspokajająco, suplementująco czy pomagać w różnorakich schorzeniach. Dzisiaj z bliska przyjrzymy się naparowi ze skrzypu i pokrzywy, popularnie zwanego w skrócie "skrzypokrzywą".
Jest to herbatka znana w środowisku włosomaniaczym głównie z pozytywnego wpływu na przyrost, ponieważ nie tylko go przyspiesza, ale też nowe włosy rosną grubsze i pojawia się więcej baby hairów. Wszystkie te efekty zaobserwowałam u siebie bardzo wyraźnie. Piłam herbatkę przez pół roku, po czym zrobiłam kilka tygodni przerwy. Jednak skrzypokrzywa pomogła nie tylko upiększyć moją czuprynę! Wpłynęła też korzystnie na zdrowie, ale zacznijmy od początku, czyli od mojej diety.
Od zawsze nie przepadam za mięsem i nie jem go wcale, albo w śladowych ilościach. W dzisiejszych czasach dieta roślinna jest bardzo dobrze wypromowana i można przebierać w zamiennikach produktów odzwierzęcych, jednak prehistoria, do jakiej się teraz odwołuję, to okolo 2011, czyli dekada temu. Być może osoby szczególnie zainteresowane zdrowym i zbilansowanym żywieniem były wówczas na tyle kreatywne, by dobrze dopasować jadłospis do zapotrzebowania organizmu i to tak, by uwzględniać całą masę rzeczy, których nie lubiłam i nie lubię. Jednak ja się tym zbytnio nie przejmowałam, przez co nabawiłam się bardzo dużego niedoboru żelaza (potwierdzone badaniem krwi, nie tylko samym gdybaniem). Sztuczne suplementy okazały się nieskuteczne, odwiedziłam nawet dietetyka, który próbował coś na to poradzić, ale skutki były znikome lub żadne. Co jakiś czas badałam poziom żelaza we krwi, ale cały czas był przerażająco niski.
W międzyczasie zaczęłam czytać bloga Anwen, w którym natknęłam się na wpis o skrzypokrzywie. Marzyłam o pięknych włosach, więc ile sił w nogach pobiegłam do sklepu zielarskiego, kupiłam paczkę suszonej pokrzywy i identyczną ze skrzypem, w domu wsypałam je do ładnej puszki i dokładnie zmieszałam. Jedną łyżeczkę ziół zaparzałam pod przykryciem przez około 15 minut i taką miksturę piłam dwa razy dziennie przez wspomniane już pół roku. Po tym czasie przyszedł czas na rutynowe badania krwi, w tym poziomu żelaza i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Nie robiłam zupełnie nic w kierunku jego podwyższenia, poddałam się z suplementacją i radami dietetyka, a prawie dobiłam do górnej granicy normy! Jedyne, co się zmieniło w stosunku do mojego wcześniejszego trybu życia, to właśnie pojawienie się w codziennej rutynie skrzypokrzywy. Zatem to musiał być jej wpływ!
Dzisiaj potrafię znajeźć naukowe dowody na potwierdzenie tego, co zaobserwowałam na własnej skórze lata temu. W tej publikacji (klik) zbadano zawartość żelaza, cynku, manganu i miedzi w naparze z różnych ziół, w tym w herbacie ze skrzypu oraz z różnych części pokrzywy. Okazało się, że herbata ze skrzypu (z całej rośliny) 617.46 mg żelaza na 1 kg suchej masy zioła. Za to w przypadku pokrzywy jest to 673 mg/kg dla korzenia i 303 mg/kg liści. Dodatkowo herbatka ze skrzypu zawiera sporo manganu, bo aż 254.7 mg/kg. Pozostałe pierwiastki rozważane w publikacji w tych dwóch ziołach występowały w znacznie mniejszej ilości, dlatego pomijam tutaj konkretne wartości. Zainteresowanych odsyłam do źródła :)
Istnieje jeszcze jedna ciekawa publikacja na ten temat (klik), dodatkowo polska! Badano w niej herbatki ziołowe kupione w warszawskim supermarkecie, o czym napisano wprost w tekście, razem z detalami zaparzania i nie tylko. Tutaj możemy się dowiedzieć, ile żelaza (ale także innych minerałów, odsyłam do źródła) znajduje się w gotowym naparze. I tak dla skrzypu jest to 7,81 mikrograma Fe na gram herbatki, a dla pokrzywy 27,19 mikrograma/gram. Porównując te wyniki z zawartością żelaza w pozostałych ziołach w tabeli, są to dość wysokie wartości (na przyklad melisa ma 3,15 mikrograma Fe na gram naparu).
Czy warto zatem pić skrzypokrzywę? Owszem! I nie tylko na włosy, ale i na zdrowie! :)